Internet sprawił, że zrobiły się z nas śmierdzące lenie.
Nitka też ma gdzieś takich ludzi. Razem robimy dziś PRAWDZIWE spotkanie. Bez internetu. |
PRZEZ INTERNET ŁATWIEJ
Oczywiście, że sieć nam dużo ułatwia. Możemy skontaktować się z kimś w trzy minuty i w ciągu następnej otrzymać odpowiedź. W pięć sekund stworzymy wydarzenie na facebooku i zaprosimy pięćdziesiąt osób. Ba, dzięki internetowi nasz związek na odległość zaczyna nabierać większego sensu, bo możemy codziennie ze sobą rozmawiać i lepiej znosić rozłąkę. To wszystko jest takie cudowne, prawda?
Do czasu. Do momentu, w którym rozleniwiamy się na tyle, że nie chce nam się podejść dwie ulice dalej do koleżanki, bo przecież możemy ją poprosić o notatki na czacie, a ona nam je zeskanuje i wyśle. Do chwili, w której spotykamy kogoś na ulicy i zapewniamy, że KONIECZNIE musimy się spotkać, a potem i tak całą historię swojego życia opowiadamy na komunikatorze, bo przecież realne spotkanie to taki cholerny wyczyn: umówić się, ubrać i tę samą historię przedstawić w realnym życiu popijając herbatę. Czy to nie jest dla was chore? Chociaż odrobinę?
BRAK SZACUNKU
CO SIĘ STAŁO?
Jak tak ma być, to ja wysiadam. Cofam się do lat dziewięćdziesiątych, zabieram ze sobą Patryka i wracamy do czasu, kiedy wszystko było łatwe: kiedy po przyjaciółkę dzwoniło się domofonem i miał się pewność, że zejdzie, kiedy do kumpla darło się pod balkonem i szło spędzić razem czas, kiedy przychodziło się do kogoś i telewizor był wyłączony, bo wcale nie musieliście oglądać filmu, żeby się ze sobą nie nudzić.
Pewnie zastanawiacie się, dlaczego dodałam takie a nie inne zdjęcie. Zrobiłam tę fotkę w trakcie moich przygotowań do małej imprezy halloweenowej, którą organizujemy z Patrykiem i która odbędzie się dzisiaj. Zaprosiliśmy swoich znajomych i wiecie co?
Na pewno nie włączymy komputera.