Znam skróty z tablicy Mendelejewa potrafię podać wzór na ruch jednostajny, pamiętam, co to są szklane domy i jak skończyła się ballada “Lilije”, a na dodatek wiem, że delta zawsze jest najważniejsza. Ba – umiem rozwiązywać testy tak, żeby zawsze trafić w dobrą odpowiedź i pisać wypracowanie pod odpowiedni klucz, żeby przypodobać się egzaminatorowi.Wydawałoby się, że to wystarczy, żeby jakoś ogarnąć świat, zacząć studia i dorosłe życie.Nikt mi jednak nie powiedział, gdzie się płaci za prąd, jaki podatek jest od czego, jak wypełnić głupi formula […]
Znam skróty z tablicy Mendelejewa potrafię podać wzór na ruch jednostajny, pamiętam, co to są szklane domy i jak skończyła się ballada “Lilije”, a na dodatek wiem, że delta zawsze jest najważniejsza. Ba – umiem rozwiązywać testy tak, żeby zawsze trafić w dobrą odpowiedź i pisać wypracowanie pod odpowiedni klucz, żeby przypodobać się egzaminatorowi.
Wydawałoby się, że to wystarczy, żeby jakoś ogarnąć świat, zacząć studia i dorosłe życie.
Nikt mi jednak nie powiedział, gdzie się płaci za prąd, jaki podatek jest od czego, jak wypełnić głupi formularz do urzędu i jak sobie poradzić w nowej pracy. Co więcej: do kogo się zgłosić, jeśli nie mogę przyjść, jak dać sobie radę, kiedy dostanę opierdziel od góry do dołu i co robić w niektórych sytuacjach, które kompletnie nie są do przewidzenia.
I dlaczego nikt mnie nie uświadomił, że wszystkie te rzeczy, których się tak pieczołowicie uczyłam, nikogo nie obchodzą?
Nie zrozumcie mnie źle- nie mówię, że cała ta wiedza, którą nam wpajano przez jakieś dwanaście lat naszego życia, jest niczym i lepiej byłoby bez tego. Nie mówię tez, że ktoś ma mnie prowadzić za rączkę przez życie i pokazywać wielkim, grubym paluchem, gdzie mam kliknąć, żeby zadziałało i wszystko było cacy.
Co nie zmienia faktu, że trochę teorii życia i jego praktyki by się w szkole przydało.
Nasi rodzice mieli rację mówiąc, że życie jest wredne. Bo jest – nie ma co ukrywać. I nie chodzi tu o to, że akurat jak się spieszysz, to zwieje ci autobus, albo babka w sklepie krzywo na ciebie spojrzy: to coś innego. W życiu nie wystarczy się uśmiechnąć i wykuć parę formułek, by dostać piątkę i zasłużyć sobie na oklaski. Trzeba zapierdzielać, a i tak na jedną pochwałę dostaniesz pięć razy opieprz. A potem, jeśli się zawiesisz i przestaniesz się starać, kopną cię w tyłek.
I o tym w szkole nie mówili.
NIE POWIEMY TEGO
Nie mówili też o tym, że wzór na deltę albo równania kwadratowe nie przydadzą się kompletnie – zwłaszcza, jeśli trzeba będzie zaplanować domowy budżet i podliczyć, co i na ile nam starczy. Na geografii powiedzieli, jak wygląda budowa ziemi, ale nikt nie wspomniał o tym, ile trzeba się napracować, żeby ją przekopać pod ogródek albo zaplanować podróż do innego kraju. Ba, nikt nie napomknął o tym, co zrobić z rachunkami (chyba, że możesz zapłacić je przez internet – TO akurat umiemy!), jak naprawić zepsutą lodówkę, nawias w szafce, ułamaną nogę… jak napisać CV, żeby pracodawca od razu nie wyrzucił go do kosza i czego nie mówić na rozmowie kwalifikacyjnej, coby nie wyjść na wariata.
Nikt nie nauczył także, jak się zachować w nowej pracy, jak sobie poradzić i co zrobić, aby nie zostać wywalonym po tygodniu. Nie wspominano, jak sobie załatwić dzień wolny i do kogo zadzwonić, jeśli naprawdę nie możesz przyjść; jak pokonać ten cholerny stres przed rozmową z kimś na najwyższym stanowisku; i w ogóle co zrobić, żeby w tym dorosłym świecie, najzwyczajniej nie zwariować.
Na biologii mało co powiedzieli o zdrowym odżywianiu – ważniejszy był szkielet ptaka. Nie dali znać, co zrobić, kiedy nornice przekopią ci działkę, albo kiedy źle się czujesz, a doktor nie ma zamiaru ci pomóc. Na chemii nie wytłumaczyli, że co znaczą niektóre dziwne nazwy w składzie żywności, za to gruntownie wpakowali nam do głów wzory na alkany, alkeny i alkiny.
Tak dużo rzeczy, tak wiele bzdur.
PRZECIEŻ JEST INTERNET!
Ja zdaję sobie sprawę, że odpowiedzi na te wszystkie pytania można znaleźć sobie u wujka Google. Wiem też, że niektórych rzeczy musimy się nauczyć sami, przejechać się, dostać po tyłku, wrócić z podkulonym ogonem albo promieniującą uśmiechem twarzą. Że raz będzie dobrze, żeby potem było źle.
Niektórych odpowiedzi jednak nie znajdzie się w internecie. Niektórych rzeczy naprawdę nie wiadomo, jak rozwiązać. W niektórych sprawach trzeba być okropnym tylko dlatego, że nikt nam nie powiedział, jak to zrobić, a sami nie damy rady się tego dowiedzieć, dopóki nie spróbujemy wszystkiego.
Może to i dobrze? Może właśnie te pierwsze kopy w tyłek, które dostajemy na początku dorosłości sprawiają, że potem zaczynamy sobie radzić? Nie mam pojęcia. Wiem, że pierwszy rok dorosłości dał mi popalić, zafundował na starość wrzody żołądka i … tak, myślę, że sprawił, że wreszcie jestem bardziej samodzielna.
Co nie zmienia faktu, że w szkole nauczyłam się głównie tego, jak myśleć jak inni i rozwiązać dobrze ankietę.*
Smutne.
* Żeby nie było: nie jestem z tych, która wymaga od edukacji cudów. Nie sądzę, że po studiach pracodawcy mnie przyjmą z otwartymi ramionami ,nie uważam, że wszystkiego powinnam nauczyć się w szkole – wręcz przeciwnie, uważam, że samorozwój jest kluczowy w tym momencie – co nie zmienia faktu, że rzeczywistość i prawa jest raczej gorzka.
Ewentualnie słodko-gorzka, ale marna to pociecha.
Mnie a szkole uczyli pisać CV, ale poza tym się zgodzę. Jedyne, czego się do tej poty praktycznego nauczyłam, to to, że przy zatruciu metalami ciężkimi dobrze jest wypić dużo mleka.
Rachunku mnie przerażają, tak jak PITy i inne takie pierdoły.
No my też niby pisaliśmy CV, ale między napisaniem naprawdę DOBREGO CV, a CV jest przepaść 🙂 Mnie w ogóle finanse przerażają. Budżety, rozplanowanie… jeszcze nie do końca wszystko ogarniam tak, jakbym chciała.
Właśnie miałam napisać, że mnie też uczono pisać CV, ale takie CV a DOBRE CV to dwie totalnie różne rzeczy. Pewnie na próżno myślę, że liceum mnie jakoś nieco bardziej doedukuje, ale zawsze mam nadzieję, że nie wyjdę stamtąd z tak samo pustą głową, jak po gimnazjum.
Hey – próżne twe nadzieje 🙂
Nev, czy Ty masz bloga? Bo nie wyświetla się w Twoim profilu, a jeśli masz, to chętnie bym odwiedziła 🙂
a mnie uczą wypełniać pity i planować budżet. tak, poszłam do ekonomika.
a tak poza tym to nic ciekawego…
Chyba miałam farta, uczyli mnie pisać co najmniej niezłe CV… tak myślę. 😛
Blog jest w budowie, może go kiedyś w końcu postawię na nogi 😉
Niestety, muszę się zgodzić. Nikt nie przygotowuje młodych ludzi (w tym mnie) do tego jak sobie RADZIĆ W CODZIENNOŚCI. Jak wynająć mieszkanie, zapłacić rachunki, wziąć kredyt i spłacić go nie popadając w jeszcze większe długi, wypełnić PIT, wyrobić dokumenty, jaką umowę podpisać z pracodawcą, jakie będzie się w tej pracy miało prawa (chociażby do urlopu) itd.
W liceum pokazali mi jak wygląda list motywacyjny i cv, ale tak naprawdę poza wiedzą że takie dokumenty istnieją nie dowiedziałam się niczego przydatnego na rynku pracy. Wszystkiego co wiem o życiu musiałam dowiedzieć się z internetu – miejsca pełnego bzdur, fałszywych newsów i pseudoznawców… Efekt? Zazwyczaj wiem, że nic nie wiem…
Mam wrażenie, że o takich rzeczach się nie mówi na zasadzie “jeszcze was to nie dotyczy”. Ale w końcu z dnia na dzień zaczyna nas dotyczyć wszystko na raz i robi się “mały” armagedon…
A mnie matematyka paradoksalnie wiele nauczyła. Matma jest logiczna, mój boże, jest najbardziej logicznym przedmiotem jakiego uczyłam się w szkole i nauczyła mnie myśleć logicznie w życie. Szukać rozwiązać w związkach przyczynowo-skutkowych, wyciągać wnioski w życiu i tak – te delty, które opierają się na logice i odpowiednich danych także mi pomogły. Ale ja miałam akurat dobrych nauczycieli, którzy uczyli mnie logiki a nie wkuwania na pamięć wzorów, a jeśli już, to musiałam te wzory wypracować i udowodnić.
Pozdrawiam,
Humanistka.
PS. W Polsce nie przeszłaby zmiana systemu nauczania, przeszłoby jedynie wprowadzenie młodych nauczycieli, których pojęcie o nauczaniu nie wzięło się z komunistycznych banałów i żółtych zeszycików.
A mnie właśnie, co najlepsze, taka pozornie nieprzydatna i absurdalnie niepraktyczna wiedza przydaje się w życiu bardzo często. Ale to już zależy od życia, jakie się prowadzi ^^
lubisz krzyżówki?:D
Masz rację, większość wiedzy którą wpajają nam w szkole kompletnie nam się nie przyda. Lecz ktoś musi się tego uczyć, by cywilizacja i postęp techniki szedł do przodu 😉 Być może te alkiny, alkeny itd są kluczowe w rozwoju medycyny.. Niestety świata nie zmienimy i musimy robić co nam narzucają. Chyba, że chcemy zostać biedakami żebrującymi pod kościołem.
Nie chcę się wypowiadać za autorkę 😉 Ale wydaje mi się, że bardziej chodzi nie o nieprzydatność wiedzy szkolnej, a o to, że poza nią nikt ni uczy rzeczy faktycznie przydatnych w życiu 🙂
No cóż, jest prawda w tym, co mówisz. Mnie co prawda uczyli wypełniać PITy itp, ale i tak boję się i jestem w tych życiowych sprawach porządnie lewa 🙂
Pozdrawiam
Jak przeczytałam o tych rachunkach, to się zaczęłam zastanawiać, gdzie się je płaci o.O A z CV, wiadomo, napisać nie umiem, PITa też sama nie wypełnię… Ostatnio się zastanawiałam, jak napisać maila, żebym nie wyszła na idiotkę xD
To rachunki się płaci?!
A ja miałam wypełnianie PITów na Podstawach Przedsiębiorczości w 1 LO 😛
Rachunki płaci się na poczcie albo przelewem bankowym, po podpisaniu umowy np. z firmą, która dostarcza Ci prąd etc. dostaje się druczki, z których dane albo przepisujemy na komputer, albo zanosimy prosto na poczte i tam Pani wypełnia wszystko za nas 😀 Klucz tkwi w tym żeby iść do firmy i podpisać umowę.. o prąd, wywóz śmieci, gaz etc. etc. Życie nauczyło, nie szkoła!
Tak to już jest z tą szkołą, że uczy nasz rzeczy bezsensownych. Matematyka – wzory, które humaniście się nie przydadzą, bo i tak pójdzie na studia humanistyczne. Na języku polskim uczymy się myśleć wedle klucza, co automatycznie zabija samodzielne myślenie – przecież każda taka lekcja, omawianie wiersza to krzyk pt. nie myśl, bo my wiemy lepiej od ciebie nawet, jeśli tobie wydaje się inaczej a później znowuż multum pretensji, że młodzież taka a owaka. Cała skzoła to jest uczenie się tak, by zdać testy, by zdać egzamin, by zdać maturę. A później to biadolenie, to jest wkurzające. No i co mi z tego będzie, że znam jak wyliczyć deltę, wymienię rzeki, powiem co myślał Mickiewicz, choć z pewnością myślał coś innego a nie dorabiał niepotrzebną ideologię kiedy będę siedziała i liczyła, że pasowałoby iść do pracy bo nie będzie na chleb. CHORE.
Co do Mickiewicza: On nie myślał, po takiej ilości narkotyków jaką spożył przed napisaniem Pana Tadeusza nie mógł myśleć.^^ Tak apropo narodowych mitów o wieszczach, które wpajają w szkołach, a które i tak się nie przydadzą: Mickiewicz zmarł na syfilizm, Miłosz był w związku z Iwaszkiewiczem(miłość jego życia), a Iwaszkiewicz był zakochany w komuniźmie do tego stopnia, że kazał się pochować w mundurze górnika, Rej pisał tak beznadziejnie po łacinie, że musiał zacząć pisać po polsku, bo go wyśmiali, a Leśmian i trzech innych pisarzy MP polski zmarli na sayfa, którego załapali od tej samej kobiety. Ej, jak tak sobie patrzę, to jednak na studiach też się czasem jakiejś nieprzydatnej rzeczy dowiem. Dobrze, że chociaż nie ma tutaj kluczy.
Jak Mickiewicz pisał Pana Tadeusza, był już sporo po etapie alkoholowym, w związku z czym (to już tylko moje zdanie) to jest jego najlepsze dzieło. Nie wiem, co wpajają w innych szkołach, ale u mnie tylko mówili o literaturze, a nie o tym, że to byli cudowni ludzie i prawi obywatele.
S.
Niestety, masz rację, nasza szkoła nie uczy jak żyć i jak myśleć samodzielnie. Ostatnio pomagałam w lekcjach córce moich znajomych, zdziwił mnie fakt, że tak na prawdę, względem edukacji dzieci w Szwecji opóźnione są do polskich o jakieś dwa lata… Ale…
No własnie ale, nie dostają góry zadania domowego, książki zapewnia szkoła i dziecko chodzi do szkoły tylko z ew. zeszytami. Ma czas dla siebie po południu, a nie ślęczy nad zadaniami. Dostaje oceny za staranie i nieszablonowe myślenie, chociaż może różnic się od tego co autor miał na myśli, wystarczy dobre uzasadnienie. Gimnazjum, jest kontynuacją programową podstawówki, a nie uczysz się wszystkiego od nowa tylko w poszerzonym zakresie. Dzieci przydzielane są do grup językowych względem wiedzy, a nie klasy. Pozwala to na rozwój umiejętności osób bardziej zaawansowanych. Nie będę wychwalać nie wiadomo jak szwedzkiego systemu, ale widzę te spore różnice i to przeważnie na plus.
W 100% się z tobą zgodzę. Niestety ani szkoła ani studia za wiele to mnie w życiu nie nauczyły. Nie pokazali jak przeżyć miesiąc z wypłaty jak odłożyć,jak zaplanować, jak znaleźć świetną pracę i ba ! spełniać się w niej. Gorzej nawet kierunkowe studia na nic się przydały w pracy zawodowej pod ich kierunek bo okazało się ,że to wszystko inaczej. Niestety…. Więc ja się nie dziwie ludziom wchodzącym w dorosłe życie, że są zagubieni i nie zawsze dają radę.
pierwszy wykład na magisterce Pani prof.: Po studentów UJ pracodawcy ustawiają się w kolejce pod salą obron, nawet nie będziecie musieli szukać pracy, bo ona sama was znajdzie.
No cóż, nic dziwnego, że większa część moich znajomych z roku dalej nie ma pracy… Ja pracowałam odkąd tylko skończyłam liceum i niestety znałam realia rynku pracy.
to jest właśnie przystosowanie do zycia w Polsce. zamiast uczyć tego co potrzebne uczą tego co nie przydatne. A potem wszyscy sie dziwią, że w urzędach co drugi wniosek źle wypełniony…
No ja nie mogę. Żeby wypełnić wniosek w urzędzie, nie trzeba pobierać żadnych lekcji!! Wystarczy odrobina inteligencji i umiejętność czytania ze zrozumieniem.
u mnie było CV i rozmowa kwalifikacyjna, a co z reszta? od zawsze uważam, że większość tego co nas uczą do niczego się nie przyda i w pełni zgadzam się z Twoją wypowiedzią. Praktycznie wszystko czego nas uczą w szkole w codziennym życiu się nie przydaję,ale cóż poradzić na tą edukację.
zapraszam do mnie na bloga : madame-pattinka.blogspot.com
A uczyli Ciebie odpowiedzi na najpopularniejsze pytanie zadawane na rozmowach kwalifikacyjnych? Właściwie to od tego pytania zwykle zależy czy dostanie się pracę. Czyli:
– Ile Pani by chciała zarabiać?
– To oczywiste, jak najwięcej!
Zaznaczam, że to nie jest prawidłowa odpowiedz.;-)
Niestety, ale masz w tym wszystkim rację – funkcja kwadratowa czy izomery raczej nie okazują się przydatne w życiu codziennym – no chyba, że jesteś nauczycielem albo naukowcem, ale wiadomo, że 98% ludzkości raczej nie ma takich ambicji.
Szkoła powinna uczyć też wielu potrzebnych rzeczy, jak wypełnianie milionów formularzy i rozliczeń, ale jeśli wybierzesz liceum możesz mieć pewność, że tego nie opanujesz – technikum i szkołą zawodowa pod tym względem wypadają trochę lepiej, ale nadal można się doczepić kilku(nastu) spraw.
Ze szkoły nie wyniosłam żadnej wiedzy na temat rynku pracy (nie licząc rodzajów bezrobocia). Nie mam bladego pojęcia o prawie pracy, nie wiem nic o polskim systemie podatkowym, a do niedawna nie potrafiłam wypełnić blankietu przelewowego. I dalej nie umiem napisać dobrego CV i listu motywacyjnego, które zaraz na wstępie nie wylądują w koszu albo w niszczarce. Potrafię za to zrobić sensowne zakupy za idiotycznie małe pieniądze, ale tego nauczyłam się sama metodą prób i błędów.
Zawsze zastanawiałam się, dlaczego na chemii uczą nas metod otrzymywania soli i rysowania wzorów kreskowych cukrów i węglowodorów, a nie mówią czego pod żadnym pozorem nie mieszać ze sobą, nie podgrzewać albo nie jeść, żeby nie zrobić sobie krzywdy. Dodałaś teraz wiele nowych pytań do mojej listy.
To niesamowite, ale mnie większości rzeczy, o których piszesz uczyli w szkole. Czy też próbowali, bo raczej nikt nauczycieli nie słuchał, gdy mówili, jak szukać pracy, jakie prawa nam przysługują i jak po raz kolejny zaczynali wykład o tym, co mamy jeść.
Do matmy natomiast pretensji nie mam. Większość problemów jest abstrakcyjna i póki nie zajmujesz się informatyką, to delta czy równania w codziennym życiu nie są ci potrzebne, ale uczy logicznego myślenia. Podobnie jak filozofia dla humanistów, ale jej mało która szkoła uczy.
Szkoła nie uczy życia, niestety. Młodzi ludzie po skończeniu wieloletniej edukacji nie wiedzą jak w racjonalny sposób zarządzać budżetem domowym, tak by nawet skromne środki pozwalały na przeżycie całego miesiąca (pod warunkiem, że mają pracę). O wypełnianiu PIT-a nie wspomnę. Taki banał powinien rozliczyć każdy maturzysta, a nawet zaryzykuję stwierdzenie, że absolwent szkoły zawodowej również. Matematyka, matematyka, matematyka i… logiczne myślenie. To powinny być priorytety polskiej szkoły. I nie zawsze, młodzi nauczyciele są lekiem na całe zło, jak to się niektórym wydaje. Znam świetnych “starych” nauczycieli i “beznadziejnych” młodych. Oczywiście odwrotne przykłady też potrafię podać.
Podpisuje się rąkami i nogami. Matematyka powinna być podstawą.
Prawda, matma bardziej uczy myśleć niż liczyć. Choć gdy dojdziemy do pewnego momentu w bardziej rozwiniętej Logice – jak na studiach informatycznych. Dochodzimy do coraz dziwniejszych wniosków i życie staje się lekko dziwne. 😀
System szkolnictwa w Polsce to przeżytek. Po kilkunastu latach budzimy się z zerową praktyczną wiedzą o świecie, a wszyscy dookoła mają do nas pretensję, że nie potrafimy tego, tamtego i jeszcze czegoś innego. Ale skąd mamy umieć to wszystko? Czytałem swojego czasu wywiad z przedsiębiorcą z Europy Zachodniej. Podawał przykład jakiejś uczelni wyższej, gdzie po każdym roku studnet ma obowiazek odbyć praktyki. Po pierwszym roku – miesiąc. Po drugim roku – dwa miesiące, itd. Po pięciu latach wychodzi student i jednocześnie człowiek, który odnajdzie się w każdej firmie. U nas jest odwrotnie. Wychodzi student i w pierwszej prawdziwej pracy robi wielkie oczy ze zdziwienia, czego oni tutaj od niego wymagają.
nieżyciowość niektórych ludzi którzy pracują w firmie – studentów zazwyczaj zaskakuje nawet moje 19 letnie jestestwo.
Widzę, że wczoraj ja marudziłam o edukacji, a dzisiaj Ty : )
Masz rację, wszystko to, czego się nauczyliśmy przydaje się w większości w murach szkoły lub uczelni, a potem, ewentualnie, żeby pomóc dzieciom. A co z rachunkami i innymi rzeczami? Jak wypełniać druczki? Który urząd jest od czego? Tego musimy nauczyć się od rodziców albo od kogoś.
Pod tym względem jest mi szczególnie trudno, bo mieszkam z dziadkami, którzy od lat są na emeryturze i jak muszę coś załatwić, to nie mogą mi pomóc, bo po prostu się nie orientują. I to dopiero jest przerąbane, bo muszę biegać, chodzić, pytać się, prosić o radę a i tak często robię coś źle…
A mnie uczyli, jak napisać CV! 😀
RACJA RACJA WE WSZYSTKIM CO PISZESZ, ja uważam, że tyle lat edukacji i wszystko na marne bo nie dość, że na nic to się nie przydaje, to jeszcze dopiero po zakończonej edukacji można naprawdę ZACZĄĆ ŻYĆ- czyli robić to na co ma się ochotę a nie to czego wszyscy dookoła wymagają…
Brakuje mi zajęć z ekonomii. Parę definicji nie tłumaczy tego, jak funkcjonuje giełda, ani tego, jak wypełniać PITy. Niestety łatwiej ograniczyć się do mówienia o tym, że leży edukacja seksualna.
A mnie szkoła wiele nauczyła. Począwszy od języków,przez pisanie porządnego cv,książek ponad program,radzenia sobie w sytuacjach stresowych (gdy pól klasy jechali na melisce i innych ziołowych uspokajaczach w obawie przed kolejną odpytką z historii) po fakt jak się ubrać i że na wycieczce po muzeach nalezy ubierać się schludnie i elegancko tak jak do teatru. Nauczyli mnie,że istnieje praca społeczna,bo historyczka zrywała się w sobotę o świcie by przyjść na dodatkowe zajęcia za które jej płacono połowicznie,za domowe posiadowy u niej czy szukanie nam ksiązek – wcale. Tak jak olanie programu i nauczanie nas o chorobach cywilizacyjnych,skupuanie sięna profilu klasy- z innych przedmiotów niematuralne klasyi naście innych przykładów jak choćby fizyczka opowiadająca o pieczeniu ciast,dająca przepisy i latwe sprawdziany czy prace semestralne.Tylko trzeba iść do odpowiednich szkol i nie traktować nauki ponad program jak zło wcielone.
Nie trzeba też wszystkiego wiedzieć. Starczy tylko umieć logicznie mysleć (czego uczy nas ta matma chociażby czy biologia) by wiedzieć jak rozwiązać problem. Problem =zadanie. Jak rozpocząć zadanie? Banalne. Od przeczytania go,znalezienia celu. A potem szukania sposobów na rozwiązanie,sprawdzenie czy robimy to dobrze…czysta logika. A z druczkami jakoś problemu wielkiego nie mam(ktoś pisal,że ma problem) starczy przeczytać dokładnie co wpisać.nadal nie wiem? Szukam wzoru… Coś jest dla mnie abstrakcją? Czytam książkę o ekonomii choć to nie moja dziedzina studiów,pozyskuje wiedzę,wiedza nigdy nie jest zbędna,a logiczne myślenie zawsze w modzie.
Poza tym gdzie są rodzice? Szkoła i szkoła,a rodzice to co? Gdzie oni są? Rozwijają naszą wiedzę,pasje? Pokazują jak oszczędzać,planować budżet,radzić sobie z codziennością? Jeśli nie to do nich powinno się mieć zastrzeżenia i wyciągać wnioski jako przyszly kiedyś tam potencjalny rodzic 😉
Uch rozpisałam się,ale w skrócie jedyne czego potrzebujemy to umiejętnie radzić sobie ze stresem i logicznie myśleć. No i mieć rozsądnych rodziców lub nauczycieli. Albo samemu się nauczyć myśleć i szukać informacji z dobrych źródeł;)
może wiedza jaką przekazuje szkoła jest nie potrzebna, ale moja szkoła nie wiem jak inne, zmuszała nas w bardzo dobry sposób aby ta wiedza na coś się w miarę przydała, każdy z uczni kończył liceum z minimum dwoma certyfikatami
Jakimi certyfikatami? Z jakiej dziedziny?
Gdyby nie moja mama pewnie nie umiałabym napisać podania, zapłacić rachunków, czy wypełnić PITu, chociaż z tym miałabym problem, ale dałabym radę ogarnąć. Może tylko CV nauczyłam się pisać poprawnie.
kochane mamy <3
niestety, wiele z tego co mamy w szkole jest nieprzydatne. znam budowe DNA, ale nie umiem nazwać krzewów w moim ogrodzie. można byłoby tak długo wymieniać. to życie nas nauczy, codzienność i bliscy, którzy zawsze służą pomocą i oczywiście internet, gdzie możemy zajrzeć gdy potrzebujemy się czegoś dowiedzieć 🙂
NIestety nasz system edukacyjny ma braki … nie przygotowuje do prawdziwego życia tylko do wpisywania się w schematy.
To straszne.
Dziecko jest kreatywne a potem idzie do szkoły.
A kiedy ją kończymy oczekują od nas innowacyjnych i świeżych pomysłów, czy to przypadkiem się nie wyklucza?
Trzeba było iśćdo zawodówki a nie pierdolić że w ogólniaku nic nie nauczyli …
Zawodówka to często – szczególnie w mniejszych miastach – margines marginesu społecznego
1. To nie jest narzekanie, że w ogólniaku nic nie nauczyli. Nauczyli. Boże, aż nie chce mi się tłumaczyć, ale dobra – chodzi o to, że OBOK tych wszystkich przedmiotów mogłoby być coś, co przygotowywałoby ludzi do dorosłego życia. Nie mówię, że ktoś ma prowadzić nas za rękę ( co jeszcze podkreśliłam w notce), ale po prostu wprowadzenie wiedzy bardziej praktycznej, a nie czysto teoretycznej. Same klepanie formułek (jak jest w większości szkołach) nic nikomu nie da, chyba że ktoś idzie na studia z tym związane, etc.
Aktualnie to szkoła nawet już i tej niepotrzebnej nauki nie umie podać dzieciom – sama więcej nauczyłam się szukając wiadomości niż powiedziano mi w szkole. Chociaż mogliby wprowadzić trochę mądrości życiowych, chociażby dotyczące ogólnego odżywiania, po co komu tyle bezsensownej wiedzy, a kto będzie chciał na prawdę uczyć się tego to i tak musi indywidualnie to robić.
Szkoła przygotowuje do życie w świecie, który nie istnieje. To jest niestety smutna prawda. Nie rozumie dlaczego mam wałkować historie starożytną przez podstawówkę, gimnazjum i liceum, a nic nie wiem na temat najnowszej historii własnego kraju. Po co mi współczynnik wydobycia węgla w Argentynie, czy sinus kąta 45 st? Czemu musimy uczyć się tego, co nas obchodzi tyle, co zeszłoroczny śnieg nie możemy rozwijać swoich prawdziwych zainteresowań? Trochę dużo tych “pretensji”…
Najlepsze jest to że omawiamy starożytność 3 razy, a holocaust raz i to na szybko bo zaraz matura 🙂 Mój kraj, taki piękny.
Moja siostra w czwartej klasie nawet do starożytności nie doszła. -.-
A mnie smuci to, że licealiści wierzą, że taki świat istnieje. Serio. Prowadziłam już raz dyskusję z pewną licealistką i było ciągle: ‘no co ty, za pieniądze nie kupi się firmy ani pracy, no weź, nie ma takiej biedy z której można nie wyjść, no co ty, jak się człowiek stara to wszystko osiągnie, znajomości?! po co ci one w Polsce, pracy nie ma na własne życzenie a jeśli już jest to powinna być dla tych o wysokim poziomie IQ no bo Ci z niższym to przecież są gorsi i muszą zdychać, no weź, za 1500 da się utrzymać i siebie i rodzinę, kredyty biorą ludzie żeby mieć na auto a nie na leczenie, państwo ci pomoże… oj dużo musiałam piw wypić przy niej. 😛 i tak w koło. 😀 No, ale to szkoła w końcu. A i jeszcze takie ‘ale’: nazwa liceum ogólnokształcące, czyli teoretycznie powinniśmy mieć wiedzę ogólną o wszystkim…
Edukacja MUSI być ogólna, bo inaczej to rodzice musieli by za dziecko decydować kim zostanie. Przygotowując ogólnie w każdej dziedzinie można wybrać w wieku 15-18 lat co chce się robić. Jeżeli od małego uczono was na humanistę a ktoś chciałby zostać inżynierem miałby spore zaległości w podstawach, które na studiach są pomijane by rozszerzać wiedzę w specjalizacjach.
Pretensje o to że nie umiesz rozpisać budżetu, napisać CV czy wypełnić druczka miej do swoich rodziców. Oni powinni służyć swoim doświadczeniem i wiedzą a nie wszystko zrzucać na szkołę. Jako dorośli nie raz wypełniali takie druczki czy starali się o pracę.
Och, a jednak nie nauczyli Anonimowego ani odwagi, ani czytania ze zrozumieniem bo:
Notka nie jest ani o tym że edukacja powinna być ogólna
Notka nie jest też o tym by edukacja miała kształcić ludzi
Ani też o tym że rodzice mają nic nie robić.
Teraz sie skup:
CZEMU NIE MOŻNA TEN SAM CZAS W SZKOLE PRZEZNACZYĆ NA EDUKACJE RZECZY PRZYDATNYCH I/LUB POTRZEBNYCH?!
Większość informacji można poprostu zgooglować, i tak to robimy, 2 lata po zakończeniu szkoły za kij nie pamiętam czym były cumulusy. Jak będe potrzebować użyje google. A wiesz czemu? Edukacja, cały jej program dostosowany jest nie do kreatywności, nie do pracy zespołowej, nie do umiejętności rozwiązywania problemów. Lecz tępego wkuwania informacji zwyczajnie nieprzydatnych.
A skoro już się uczymy, to uczmy się rzeczy których WIĘKSZOŚĆ użyje. A nie mniejszość która wybierze się na studia chemiczne by potem zostać zgorzkniałymi nauczycielkami chemii.
PONIEWAŻ – teraz naprawdę musisz użyć umysłu. Gdybyśmy omawiali potrzebny materiał w szkole, wywalając z programu bzdury, materiału było by mniej. Uczeń sam mógłby wraz z nauczycielem uczyć się tego co go interesuje. Czy to będzie Alken czy Pan Tadeusz. Rozumiesz? Nie pod przymusem, nie na ocene, uczyć się tego czego chce. Mam nadzieje że ogarnełeś. Tchórzliwy anonimie.
Nie mówię, że nie umiem tego zrobić, bo umiem. Ale po szkole nie umiałam. Tak, nauczyłam się od rodziców i google, ale nie o tym była notka! Patryk chyba powiedział wszystko, co miało zostać powiedziane (swoją drogą Patryk, to aż creepy, że czytasz mi w myślach). Nie chodzi mi o to, aby zmienić całkowicie nauczanie, że wszystko jest niepotrzebne- nawet podkreśliłam to w notce! – chodzi tylko o to, że mogłoby być więcej wiedzy praktycznej, a nie suchej teorii. Może godzina tygodniowo jakiegoś przedmiotu który byłby powiązaniem rachunkowości z podstawami przedsiębiorczości itp? Nie mam konkretnej propozycji. Zauważyłam tylko, że tak jest i tyle. Szkoła ma przygotowywać do dorosłego zycia i uczyć rzeczy, które teoretycznie powinny się przydać. Nie do końca spełnia swoje zadanie.
Drogi Anonimie, naucz się czytać ze zrozumieniem albo miej pretensje do swoich rodziców/opiekunów/krewnych, że cię wysłali do szkoły, w której Cię tego nie nauczyli.
Dziwne, że jakoś w Ameryce taki system się sprawdza. I oj, straszne, że przeciętny Amerykanin nie wie jakie rzeki leżą w Polsce, ale za to wie, co zrobić gdy kwas tryśnie mu do oka.
Niestety nasza edukacja podupada i widać to z każdym rokiem. Pracując ze studentami widzę kogo obecnie przyjmuje się na Uniwersytet (choć nie chcę generalizować, bo są i nieliczni normalni).
Wypełnienie prostego druczka składającego się z kilku pytań:
Imię i nazwisko – pytanie studenta: moje? (nie k… MOJE!?), z datą ur. jest to samo.
Imiona rodziców spisują z dowodu osobistego! A w adresie zamieszkania wpisują adres mailowy!
Czasami aż chciałoby się nimi potrząsnąć i wykopać z powrotem do podstawówki, koniecznie do klasy 1-3.
Moim zdaniem powinny być jakieś zajęcia przygotowujące dzieciaki do “dorosłego życia” i nie mówię tu o przedmiocie zrobionym chyba tylko dla ściemy – wychowaniu do życia w rodzinie. W liceum, na te już mniej więcej rozwinięte mózgi dać zajęcia przygotowujące do rozmowy kwalifikacyjnej, pisania listu motywacyjnego i cv, wypełniania formularzy czy pisania podań. Może połączyć to z zajęciami Savoir-vivre 🙂
Chwila, cv i wypełnianie pitu jest w podstawie programowej nauczania przedsiębiorczości (i to chyba od dość dawna). Więc większość oskarżeń jest bezpodstawna.
Daje przykładowy program: Źródło: http://www.operon.pl/content/download/12925/250682/version/1/file/YLO_Przedsiebiorczosc_ZP_program.doc
6.1. Aktywność zawodowa
motywy aktywności, rola pracy w życiu człowieka, wybór przyszłego zawodu
6.2. Rynek pracy
praca w gospodarce rynkowej, zmiany na rynku pracy, rynek pracy w Europie
6.3. Bezrobocie
osoba bezrobotna, przyczyny, rodzaje i skutki bezrobocia, stopa bezrobocia, formy walki z bezrobociem
6.4. Metody poszukiwania pracy
rodzaje metod poszukiwania pracy, oferty pracy
6.5. List motywacyjny i życiorys (CV)
Przygotowania aplikacji, życiorys, błędy w pisaniu, list motywacyjny i jego cechy
6.6. Rozmowa kwalifikacyjna
zasady autoprezentacji, rozmowa kwalifikacyjna,
6.7. Formy zatrudniania
rodzaje umów o pracę, umowy cywilno-prawne, wynagrodzenie
6.8. Obowiązki i prawa pracownika oraz pracodawcy
kodeks pracy, prawa i obowiązki pracownika i pracodawcy, regulamin pracy, związki zawodowe
6.9. Mobbing w miejscu pracy
mobbing, etyka w pracy
6.10. Deklaracja podatkowa PIT
druki deklaracji PIT, wypełnianie druków
Nauczanie o rynku pracy jest dość trudne by ktoś na niego wchodzący nie dostał szoku. Po pierwsze rynek jest dynamiczny i może się zmienić zanim wyjdą nowe podręczniki. Po drugie rynek jest dość lokalny. W małym mieście na Warmii i mazurach będzie to zupełnie inny rynek niż w Warszawie.
Oczywiście można zrobić dzieciom wycieczke do urzędu pracy, by pokazać że pracy nie ma na lokalnym rynku i trzeba wyjechać zagranice. Później kazać im zajrzeć na portal pracuj.pl i zobaczyć że nikt nie podaje płacy w Polsce. 😉
Duzo rzeczy jest w podstawie a w szkole i tak tego nie robia 😉 takze to kwestia zalezna od placowki.
Rzeczywiscie, te nie podawanie placy to jakis zart. Nie wiem, skad u nas takie zasady 😉
Pozdrawiamm
Tylko teraz jest też problem, żeby umiejętnie przekazać taką wiedzę tym dzieciakom, pokazać jak się ten PIT wypełnia i trochę zainteresować tą tematyką. A z mojego doświadczenia wiem, że raczej nie zawsze się to udaje, bo nie każdy nauczyciel rozumie meandry ekonomi. A te podstawy, które podał Jacek, ni jak nie mają się do rzeczywistości, bo nie mieliśmy części z tych rzeczy, ale wycieczka do Urzędu Pracy była.
Co do pytania na blogu, o praktyki, to aktualnie mam w Centrum Kultury w mojej rodzinnej miejscowość. Może to jest odrobinę odległe od tego co bym chciała robić, ale w sumie dobre i to. Dużo pracy ostatnie dwa dni, były chyba jednymi z najbardziej pracowitych w moim życiu.
(pi-razy-drzwi.blogspot.com)
Niektóre przedmioty są w ogóle nie potrzebne. W ich miejsce powinno znaleźć się coś, co nauczyło by nas troszku życia.
Chociaż – wypełnianie PIT-ów, napisanie CV i Listu Motywacyjnego i innych dokumentów pokrewnych – nauczyłam się w technikum. Jeden rok dłuższej edukacji przyniósł mi wiele pożytku 😀
No nic, teraz tylko obliczyć domowy budżet deltą… Oby nie wyszła ujemna xD
Marta, na wykopie Ciebie krytykują!
http://www.wykop.pl/link/1625404/dlaczego-nie-nauczyli-mnie-tego-w-szkole/
Dziekuje za znak, ale nie bede patrzec – takie rzeczy zazwyczaj sprawiaja mi przykrosc, wiec nie bede sobie psuc humoru 😉
Nie jest tam aż tak źle. Ktoś tam nawet chce Ciebie przytulić.;-)
Musisz się powoli przyzwyczajać do krytyki, bo przecież jak skończysz dziennikarstwo i zostaniesz dziennikarką to będziesz, jak wszyscy w tej branży, non-stop krytykowana.
Na pocieszenie dodam, że za kilka lat zawód dziennikarza wyginie, więc może nie zdążysz zostać dziennikarką.
Powoli się przyzwyczajam, ale czasami internauci są tak chamscy,że szkoda gadać i to często bez powodu – bo, np. źle zrozumieją mój tekst, czegoś nie doczytali. Zdarzali się tacy, którzy kłócili się ze mną, chociaż mieliśmy ten sam punkt widzenia, ale nie przeczytali notki ze zrozumieniem i myśleli, że ja myślę inaczej 😀
Wiem, że muszę mieć twardy tyłek, już i tak jest lepiej – większość czytam 😀
Generalnie zgadzam się z tym, co napisałaś. Ok, list motywacyjny i wypełnianie PIT-ów to były rzeczy, których nauczyli mnie w liceum. Ale poza tym masz rację;) Nie twierdzę przy tym, że trzeba zrezygnować z przedmiotów nauczanych teraz i wprowadzić same zajęcia praktyczne;)
Życie uczy najlepiej…chociaż gdybyśmy mieli więcej wskazówek, jak postępować w danych sytuacjach, byłoby prościej.
oj, mam nadzieję, że wrócą do Polski dać koncert 🙂
mam już wszystkie kupione, ale miło z Twojej strony, że pytasz! 🙂
Zgadzam sie totalnie! I jako osoba po drugiej stronie biurka, takiej edukacji mówie totalnie nie. W mojej szkole (podstawówka) dzieciaki uczą się prowadzić małe przedsiębiorstwa, do szkoły zapraszane są rózne osobistości – od wypasionych biznesmenów, przez pielęgniarki, pisarzy, po sprzątaczki. Dzieci w duzym stopiniu same odpowiadaja za swoją naukę, musze rozplanować czas itd. I są niezależne, pewne siebie i kreatywne. Chociaż fakt, życie uczy najlepiej. A szczególnie tu trzeba się ostro przedzierać aroganckimi łokciami.
Kurczę, czyli nie ja jedna mam żal, że program nauczania wygląda jak wygląda!
Zamiast większości tematów dot.ptaszków, ślimaków itp lepiej by nauczyli jak zrobić obiad, napisać bussiness plan, udzielić pierwszej pomocy itp. Jeden z komentujących podał tematy z przedsiębiorczości – hmm.. to teraz tego uczą w szkole? W liceum? Jeśli tak, to super, ja niestety tego nie doświadczyłam. To, co najbardziej przydało mi się w życiu, a wyniosłam właśnie z liceum to języki obce, ale pewnie dlatego, że byłam w językowym liceum i nie było opcji żeby się nie nauczyć.
Temat przejaskrawiony do potęgi.
Prawda jet taka, że system edukacyjny w Polsce (chociaż, nie tylko) jest beznadziejny.