Najpierw nie mogłeś znaleźć tej cholernej, jednej skarpetki, potem odkryłeś, że mleko, które chciałeś wypić na śniadanie zrobiło się nieco zielone i wyhodowało nową formę życia, a następnie – jakby tego było mało – tramwaj spieprzył ci tuż sprzed nosa. Potem w pracy coś się nie udało, w szkole dostałeś jedynkę za to, że w ogóle istniejesz i już wiesz, że ten dzień będzie bardziej do dupy, niż papier toaletowy.
Wracasz ze spuszczoną głową do domu, a tam marudząca mama narzeka na twoją brudną bieliznę, którą z braku miejsca powiesiłeś, dość awangardowo, na żyrandolu. Ewentualnie – kiedy jesteś dorosły – to marudzi twoja druga połówka na problem wymyślony z powietrza. I jak tu, cholera, nie rzucić się z mostu, albo – ewentualnie – nie spić się i nie rzucać dolarami w panią do towarzystwa? No jak?