Schudnę, zacznę biegać, zagadam wreszcie do tego przystojnego kanara z autobusu i wyniosę te cholerne śmieci, bo zaczynają już same poruszać się po domu – w ciągu naszego życia obiecujemy sobie tyle rzeczy, że potrzeba by było naprawdę dobrego matematyka, albo wypasionego kalkulatora, aby to wszystko zsumować.
A postanowienia mamy różne: że właśnie teraz, od zaraz, schudniemy piętnaście kilo, codziennie będziemy pić na śniadanie zdrowego shake’a, a w ciągu miesiąca przeczytamy coś więcej, niż tylko rozkład jazdy komunikacji miejskiej.
Szkoda tylko, że nasze “obiecuje sobie” znika po jednym dniu, a czasami nawet się nie zaczyna; bieganie kończy się na kupieniu super drogich adidasów, odchudzanie na wizycie w fastfoodzie, a rzucenie papierosów na zaopatrzeniu się w kolejną paczkę – ot tak, w razie, gdyby coś nas zdenerwowało.
Co zrobić, aby każda nasza obietnica nie kończyła się tak tragicznie, jak mecz polskiej reprezentacji?
Wydaje się, że chyba po prostu ruszyć ten tyłek.
ETAP 1: OBIECUJĘ, ŻE
Wszyscy przez to przechodziliśmy: są takie dni, w które wstajemy i przy szorowaniu zębów, nieprzytomnie patrząc na swoje śpiące jeszcze oblicze w lustrze stwierdzamy, że czas na zmiany. Że dzisiejszy dzień będzie TYM dniem. Dniem, od którego wszystko się zaczęło. Dniem, który będzie, jak to mówią wszystkie mądre i strasznie inteligentne cytaty, początkiem reszty twojego życia. Dniem, w którym rzucisz swój nałóg polegający na wpierdzielaniu pięćdziesięciu paczek Tik-Taków dziennie.
Dniem, w którym – przynajmniej teoretycznie – wreszcie ruszysz swój leniwy tyłek.
ETAP 2: ZACZNIJ OD ZARAZ
Wydaje mi się, że jednym z podstawowych błędów, które wszyscy robimy przy tego obietnicach, to odwlekanie. To mówienie sobie hej, powinnam się odchudzać, więc zacznę jutro z samego rana, a dziś jeszcze się nawpieprzam wszystkiego, czego mogę. Zdaję sobie sprawę, że nowy dzień i ten mityczny poranek to taka czysta karta, prawdziwy start i jeszcze większa motywacja, ale prawda jest okrutna: większość z nas tego cudownego, następnego ranka, który ma zmienić resztę naszego życia albo najzwyczajniej w świecie o tym wszystkim zapomina, albo pod wpływem presji zaczyna wszystko robić źle i od razu się zniechęca.
Wszystkie poradniki, młodzi eksperci ubrani w eleganckie garnitury i artykuły umieszczane na portalach gdzieś między plotkami o kolejnym dziecku Beyonce a publicystycznym komentarzem na temat obecnej sytuacji politycznej w Polsce, zgodnie mówią jedno: zacznij od zaraz. Chcesz czytać więcej książek? Leć do biblioteki. Obiecałeś sobie, że uciułasz jakoś pieniądze na koncert twojego największego idola? Wrzucaj wszytkie drobne do skarbonki. Chcesz schudnąć pięć kilo? W te pędy odłóż tą cholerną golonkę i leć po pierś z kurczaka.
Niby skomplikowane, ale tak naprawdę cholernie proste: wszystkie obietnice nagle stają się bardziej możliwe do spełnienia. A o to chyba w tym wszystkim chodzi, czyż nie?
ETAP 3: MOTYWACJA
Dla większości z nas, którzy obiecują, a nie robią, największym problem jest motywacja, a właściwie jej brak. Bo inni kuszą, nie ma czasu, a poza tym tak łatwo jest znaleźć jakąkolwiek wymówkę, że w sumie wychodzi na to, że nasza obietnica staje się tylko niepotrzebnym ciężarem. Ilu ludzi, tyle sposobów na zmotywowanie: jednych motywuje to, że ktoś inny już to osiągnął, inni wolą czytać artykuły na ten temat, a jeszcze inni spędzają czas oglądając zdjęcia, które przedstawiają ich cel.
Wszystkie te sposoby na zmotywowanie siebie są dobre, jest tylko jeden mały szkopuł, o którym powinniśmy pamiętać: motywowanie siebie nie może zastąpić nam samego działania! Ile razy zamiast iść pobiegać, siedzieliście przed komputerem i gapiliście się na fotki ludzi, którzy biegają? Jak dużo czasu spędziliście oglądając program o tym, jak ładnie posprzątać w domu, zamiast zakasać rękawy, ruszyć tyłek i wziąć się do roboty?
Ups. No właśnie.
CIOCIA MARTA DOBRA RADA
Mówiłam to już tysiąc razy, ale powiem tysięczny pierwszy – postawmy sobie cele, które jesteśmy w stanie spełnić. Nie dziwię się, że komuś się odechciewa, skoro postanowił w miesiąc nauczyć się perfekcyjnie nowego języka i jest zaskoczony, że mu nie wychodzi; do wszystkiego trzeba czasu.
Trzeba tylko pamiętać, żeby go nie stracić na pierdoły i próby
motywowania, kończące się za każdym razem posiedzeniem na fejsbuku.
A Wy co robicie, żeby spełnić swoje postanowienia? Jak się motywujecie? No i najważniejsza – czy zdarza wam się obiecać i nie zrobić? Podzielcie się doświadczeniami 🙂
Oj, ile razy mnie dopadały takie genialne pomysły. I ile razy to “od jutra” nigdy nie nadeszło;d.
Tydzień tamu też wstałam z genialnym pomysłem. A jako że na uczelnię wybierałam się dopiero pod wieczór, to odpaliłam laptopa, trafiłam na miła mulatkę, i autentycznie zaczęłam ćwiczyć. Najbardziej zaskoczyłam chyba samą siebie. Tym bardziej, że ćwiczenia spodobały mi się na tyle, że robię je codziennie. Zawsze to jakiś początek;)
Pewnego dnia rozmawiałam z moją mądrzejszą ode mnie przyjaciółką i nagle padło to słowo: prokrastynacja. Od tamtej pory wiem, na co choruję 😛
Ja motywację mam zawsze na początku. Moje jutro to takie prawdziwe jutro. Tylko że po kilku tygodniach stwierdzam: “A w sumie to jaki ma to sens?” i się zatrzymuję. Jeszcze przez to muszę przebrnąć. 😉
Ja tysiące razy sobie obiecywałam i nie dotrzymywałam sobie danego słowa. Do tego słomiany zapał. Na szczęście od jakiegoś czasu jakoś udaje mi się wytrwać w swoich postanowieniach 🙂 A motywacji szukam wszędzie gdzie tylko mogę ;p
No no no, podstawą jest realistyczne wyznaczenie celów. Nawet jeśli kroki miałyby być tak małe, że aż śmieszne – grunt, że do wykonania. I wtedy dupka w troki i do roboty. Prawdziwa motywacja zaczyna się tam, gdzie kończy się czytanie/oglądanie/planowanie itd.
Tylko nie przystojny kanar, oni są zawsze tacy wredni!
Żeby zadziałało – tak jak mówisz, robię to od razu. W ten sposób właściwie z dnia na dzień przestałam jeść czekoladę i mija mi szósty miesiąc bez ani grama. <3
Ja sobie obiecywałem że przestanę pisać. Cholera – mijają dwa lata a ja ciągle… ech.
Dla mnie ‘zacznij teraz’ było jedyną słuszną metodą na rzucenie palenia. Nie od poniedziałku, nie od ‘po imprezie’, i myślę, że nie tylko w tej kwestii to działa 😉
A ja schudłam i znowu zaczęłam tyć, mimo że trzymam się diety. Ki czort?
musi nadejść odpowiedni dzień…. myślę żę gdyby nie to że najpierw przeszłam 50 prób nieudanych podjeść do zaczęcia żyć w nieco zdrowszy sposób to nie nadszedłby ten dzień w którym stwierdziłam “nie no teraz to już nie ma żartów” ;>
Ileż to razy sobie coś obiecywałam, a po kilku dniach, czy też tygodniach się odechciało. Samo życie.
Najważniejsze jest chyba to, co napisałaś, że wciąż szukamy wymówek, a “nasza obietnica staje się tylko niepotrzebnym ciężarem”. W zupełności się zgadzam. Cierpię na chorobę, która dotyka od czasu do czasu 99% ludzkości, a nazywa się słomianym zapałem. Niby stawiam sobie cele, zabieram się za realizację, ale tak naprawdę później pluję sobie w brodę, że tak niewiele robię, marnuję czas. Gdybym się zawzięła, już dawno osiągnęłabym to, co sobie założyłam.
Pewnie każdemu trafiło się raz to, że obiecał, ale nie zrobił. Mi to się zdarzało, kiedy byłam młodsza. Teraz staram się ze wszystkich sił chociaż wypełnić postanowienia i nawet nie mam jakiś specjalnych zasad, jak to zrobić – trzeba po prostu chcieć 🙂
Mi ostatnio właśnie brak takiej osterj motywacji… Chcę schudnąć ale jakoś ciężko – no bo wiesz, to przez moje szefowe które wciskają mi słodycze w pracy. Odmawiam, ale nie zawsze dadzą się przekonać:< Tak, tak to wymówka xD Rok temu sobie obiecałam, że schudnę i schudłam. Chcę znowu takiej samej motywacji 😛
Ciekawy wpis, ale wielu osobom brakuje motywacji a także energii niestety:)
Raczej unikam wszelkich obietnic jak diabeł wody święconej. Jak mi się coś usra to to zrobię, cóż w końcu mam na imię wiktoria a to oznacza zwycięstwo i w moim wypadku się sprawdza:D
Ile to już razy coś sobie obiecywałam i kończyło się na niczym… W moim przypadku bardzo ważna jest motywacja, wsparcie ze strony bliskich (to przy poważniejszych projektach;) i po prostu przyjemność czy też satysfakcja jaką mam z pracy nad sobą. Tyle że z tą przyjemnością bywa różnie…i chyba dlatego zazwyczaj kończy się jak zwykle.
Przystojny kanar? Takie stworzenie istnieje?
Wszelkie obiecanki następują zawsze wieczorem jak już idę spać i kompletnie nie wiem co ze sobą począć. Myślę ‘dobra. To, to, to i tamto. Już’. Wstaję rano i wychodzi na to że: szczupła jestem, kondycja jako taka, nastąpił autozapis do singli, a CV poskładałam już w milion miejsc, więc co też mam zmieniać? Nadal siebie kocham 😉
Małymi kroczkami i do celu! Choć ja preferuję najpierw totalnie się zdołować, (Pat, jesteś beznadziejna, patrz, jacy inni są wspaniali), wkurzyć się na siebie i zacząć działać ;P Ważne, żeby nie przerwwać, bo potem ciężko kontynuować drogę do celu
Oj, takie obietnice są u mnie bardzo częste. Szczególnie dieta+ćwiczenia! Prawdą jest, że najtrudniej jest zacząć, ale jak już się raz coś zrobi to potem idzie z górki! 🙂
U mnie było ciężko z motywacją aby zacząć ćwiczyć:) ale zauważyłam że dobrze na mnie wpływa youtube z programem ćwiczeń. Teraz trochę sobie odpuściłam, ale tylko dlatego że na świeżym powietrzu jest o wiele ciekawie:)
Najlepiej niczego nie obiecywac, tylko poprostu robic 🙂
(Jakie to proste).
Cholera, ile w tym prawdy. Aż mnie to wkurza 😉
Gdyby od “motywowania” się miałabym schudnąć już dawno wcisnęłabym się w sexowne bikini – szkoda, że tak się nie da 😉
Czas ruszyć tyłek – to najlepszy sposób na zrealizowanie celów i tego co sobie obiecujemy.